Irena Czora-Ruda Śląska
Mam 65+ lat. Wyższe wykształcenie humanistyczne. Obecnie na emeryturze. Zawodowo pracowałam w szkole. Pochodzę z rodziny górniczej, śląskiej, polskiej. Dziadek Jan walczył o Polskę w III powstaniach śląskich, ojciec służył w polskim wojsku, był podoficerem Kompanii CKM i bronił we wrześniu 1939 południowej granicy pod Wyrami.
Do 2010r. mieszkałam w domku jednorodzinnym , typu fińskiego, na osiedlu górniczym kop. Bielszowice-Makoszowy. Obecnie mieszkam w bloku, w dzielnicy Halemba. Targetką zostałam już przed 2010r. , co trwa do dnia obecnego.
Testowano na mnie użycie broni elektromagnetycznej, mikrofalowej, laserowej i psychotronicznej. Ponieważ nie zaznałam spokoju we własnym mieszkaniu, opisywałam zaznawane okrucieństwa, fotografowałam okaleczenia i słałam prośby do Policji o pomoc w znalezieniu przestępców. Policja odmawiała zajęcia się moja sprawą. W Bielszowicach znana byłam jako działaczka społeczna, przewodnicząca osiedlowego aktywu, aktywistka klubu rękodzieła regionalnego i Związku Górnośląskiego. Udzielałam się charytatywnie w przykościelnych organizacjach.
Działania przeciwko mnie – stalking miał początkowo charakter ataku na działaczkę śląską, co przyznała się, że jest narodowości śląskiej-polskiej. Zatem urządzano na mnie polowania jak na zwierzynę łowną w domu, obejściu i poza. Strzelano do mnie z broni elektromagnetycznej i oparzano w warunkach domowych, szczególnie nocą. Po śmierci brata nachodzono dom, dokonywano zniszczeń, kradzieży przedmiotów niepodlegających ściganiu, zniszczono piękny ogród, ogrodzenie, furtki. Wreszcie podpalono dom.
Zostałam wyniszczona finansowo bezzasadnymi płatnościami za telefon i prąd, rachunkami nie podlegającymi reklamacjom. Wszelkie naprawy i remonty stały się bezsensowne, gdy co nowego pod moją nieobecność było niszczone.
Gdy sprzedałam własność i przeniosłam się do mieszkania w bloku, ponowiono prześladowania. Ponieważ nie zaznawałam spokoju , pisałam prośby do Policji o ochronę przed bandziorami, wierząc w praworządność. Do pism dołączałam dowody w postaci zdjęć i pamiętników. Poinformowałam policję dzielnicową, miejską, wojewódzką i centralną w Warszawie.
Pisanie uznano za przejaw choroby psychicznej, dlatego opieka społeczna, na prośbę policji, sformułowała dwa wnioski o ubezwłasnowolnienie całkowite, tj. o odebranie mi praw obywatelskich do Sadu w Rudzie Śląskiej oraz Sądu Rejonowego w Gliwicach.
Obie sprawy, po jednorocznym ciąganiu na rozprawy, wygrałam. Przebyłam dokładne badania psychologiczne i psychiatryczne na zlecenie Prokuratury. Stwierdzono u mnie pełną poczytalność i samodzielność życiową. Oddalono pomówienie, że zagrażam sobie i innym na podstawie zeznań kilku świadków, którzy opowiedzieli, kim jestem i jak żyję.
Stalkerów z pobliskiego Mikołowa, panów, których miała okazję poznać osobiście, nie zadowoliły oddalenia wniosków sądowych MOPS, dlatego od listopada 2017r. wzmogli prześladowania. Działali ze szczególnym okrucieństwem, gwałcąc mnie po bestialsku metodą elektroniczną z przesyłu. Stałam się obiektem cybergwałtów. Potrafili „traktować” mnie w taki sposób dwie lub trzy doby, by w zamierzeniu doprowadzić do obłędu.
Dzięki Bogu przetrwałam. Broniłam siebie i swojego życia. Nadal żyłam aktywnie. Ale nie zrezygnowałam z dokumentowania nieludzkich okaleczeń i oparzeń ciała. Stalkerzy skupili się na okaleczeniu kobiecości, narządów kobiecych i gwałtach ginekologicznych. Zaprojektowali mi śmierć z powodu chorób ginekologicznych.
Decydenci Policji, „przekonani” przez stalkerów, znowu nakłonili MOPS do zajęcia się osobą, co uparcie przekonywała funkcjonariuszy do obowiązku zajęcia się szaleńcami, narkomanami, dewiantami seksualnymi z gang stalkingu, którzy w zaparte usiłowali wyeliminować mnie z życia, pozbawić pieniędzy, własności w postaci mieszkania, a żądali płacenia haraczy.
Na dzień obecny wartość żądań finansowych urosła do 100 tyś zł, co przy emeryturze nauczycielskiej w wysokości 1800zł oznacza zaciągnięcie ogromnego kredytu pod zastaw mieszkania. I to bez rękojmi. Nie mogę być pewna, że pieniądze uratują moje życie, zapewnią odstąpienie od prześladowań, gdyż z przebiegu prześladowań wynika, że chodzi im nie tylko o pieniądze.
MOPS w oparciu o anonimy, donosy sąsiedzkie, spreparował trzeci wniosek do Sądu o przymusowe leczenie psychiatryczne. Odbyła się I rozprawa 23 sierpnia, kolejna 17 października. Poparcia w Sądzie udzielił mi Zarząd STOPZET i trójka zaprzyjaźnionych Targetów. Wszystko jeszcze przede mną.
Żeby bardziej utrudnić mi życie gang stalking ustawia ludzi z otoczenia przeciwko mnie: rodzinę, koleżanki, znajomych, którzy mają „obowiązek” mi dokuczyć. Pracują z osobami bliskimi, wymuszając postawy złośliwości i agresji – niezrozumiałej u ludzi niegdyś przyjaznych i życzliwych.
Ustawiają niektórych sąsiadów do stałej napaści słownej, siania plotek, obśmiewania, pomawiania, donoszenia do Policji, MOPS, schroniska dla zwierząt, Spółdzielni Mieszkaniowej serii skarg o sprawy, które nigdy nie wystąpiły.
Uparcie twierdzą, że prześladuję lokatorów, nie pozwalam spać, przenikam przez ściany, budzę i denerwuję. Krzyczę całymi nocami, tłukę przedmiotami, dlatego sąsiedzi z mojego bloku i tych dalej stojących nie mogą przeze mnie spać. Przyznaję szczerze, że nic podobnego się nie dzieje i nie zachowuję się gorzej niż inni w bloku – mrówkowcu, gdzie na każdym z pięter znajduje się aż 6 mieszkań.
Jeden z sąsiadów uroił sobie, że bardzo mnie kocha. Gdy odmówiłam zostania towarzyszką na dzień i noc, biegał na policję, donosząc że: (cyt) „ta p… stale ryj drze”, więc w nocy się nie wysypia. Policja przejęła się losem chorego Leszka Gawdy i wytoczyła mi rozprawę z art. 51 o zakłócenie porządku społecznego. Mam się stawić w sądzie 31.10 pod rygorem doprowadzenia mnie do Sadu nawet pod przymusem. Znaczy jak przestępcę.
Dzieje się coś niebywałego. Całkowita paranoja. Człowiek, który przez ostatnie 4 lata uparcie mnie prześladował (zanieczyszczał drzwi, opluwał, zalewał parapety, zasmarował szyby bezbarwnym lakierem, najął „ekipę” by obrzuciła moje okna jajami) skarży mnie z pomocą Policji, że nie wysypia się przeze mnie, tak jakby w tym bloku nie było innych, co balangują po narkotykach i alkoholu. A blok z racji klienteli używek dystrybuowanych przez gang stalking jest pod całkowitym dozorem, a mieszkańcy są przymuszani do odsługi, zgodnie z życzeniem stalkerów.
Problemów jest znacznie więcej. Chociażby poddawanie mnie wzmożonemu napromieniowywaniu. Mój licznik Geigera wykazuje 0,65 mSv/h promieniowania typu gamma – śmiercionośnego. Energią przesyłową paraliżują moje nerwy czuciowe, blokują mięśnie. Nie potrafię chodzić. Włóczę nogi, chodzę o lasce. Przyduszają mnie, utrudniają oddychanie. Oparzają silnie, dosłownie grillują ciało, szczególnie części krocza. W wysokiej temperaturze mikrofal, ciało wytapia się, poci się krwią. Dopadają mnie przy załatwianiu potrzeb fizjologicznych i gwałcą. Tną, nawiercają ciało, strzelają w intymność. Ryją grube krechy w okaleczanym ciele. Powodują nieludzkie cierpienia bez szans, że mogą zostawić mnie w spokoju. Atakują narządy wewnętrzne, płuca, serce, krtań. Uciskami powodują zatory żylne z możliwością zaistnienia udaru mózgu lub zawału. Ich działania to bestialstwo najwyższej miary. Wielokrotnie w ciągu doby okrwawiają moje łono, a krew ciurkiem spływa po ścianach muszli klozetowej przy wydalaniu. Czy można dać temu wiary? Kto nie zaznał, nie uwierzy.
Mam dowody: zapisy, zdjęcia, nagrania dyktafonowe, gdzie wyraźnie słychać, że w mieszkaniu, gdzie znajduję się pod stałym dozorem, zawsze towarzyszą mi prześladowcy. Chociaż fizycznie jestem tylko sama jedna i pies – wierny towarzysz okaleczany zupełnie podobnie.
Opis został sporządzony w roku 2017tym.